2008/02/20

Po Bożym Narodzeniu, po zimie

Już prawie po zimie, a po Bożym Narodzeniu na pewno. Żywa choinka którą kupiliśmy i przywieźliśmy taksówką, nadal z braku samochodu, już dawno uschła, choć jak na jodłę przystało z wszytkimi igiełkami, została wyniesiona i nawet spalona. Święta minęły miło, choć bardzo szybko. Do Zakopanego zjechała moja rodzina, Teściowie przyjechali w Boże Narodzenia. Wigilia, pierwsza tutaj była w Białej Izbie i czego można się było spodziewać wszyscy, choć nie wprost życzyli nam dzieciątka.
Zima była lekka jak na Zakopane, mało śniegu, choć jeszcze dzisiaj trochę go leży. Jeździliśmy na nartach w Białce i ucząc Brata pod Nosalem.
Nadal nie mamy mebli, choć już są zamówione i podobno od poniedziałku na taśmie produkcyjnej.
Mieszkaniowo mamy coraz więcej planów, ustalamy kolorystykę pokoi. Planujemy wystrój okien, oświetlenie, choć na wszystko odrobinę brakuje czasu.
Intensywnie próbujemy kupić smochód, ale znaleźć coś godnego uwagi to już sztuka. Każdy jest bezwypadkowy, a jak przychodzi do oglądnięcia egzemplarza zawsze okazuje się że ma np wymienioną przednią szybę.
Pracujemy, ja coraz więcej w domu z powodu zakończenia edukacji studenów, mąż raz lepiej raz gorzej, cały czas w tym samym miejscu - dobrym miejscu.
Znajomi jakby trochę nas omijają. Całe szczęście Katarzyna zawsze znajdzie dla mnie czas, czy u niej, czy u mnie - jeśli tylko jest, zawsze spędzamy ze sobą kilka godzin. Taka przyjaciółka od kiedy świat pamiętam.
Sylwia zniknęła, jakby czymś urażona. Kiedy dzwonię jest niby OK, ona już nawet nie dzwoni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz