A teraz trochę zdjęć tego co z LaurEss mam w domu:
































Miał maleńką doniczkę, ledwo obejmującą jego cebulę, pięknie kwitł na różowo i intensywnie pachniał. Niestety w szybkim czasie kwiaty stracił, liście również i została mi mocno podeschnięta cebula, którą już nawet przestałam podlewać. Część druga jego bujnej historii jest związana z azalią, którą sadziliśmy przed domem, przy okazji został przycięty rosnący tam od wielu lat krzew, a jak był już dołek w ziemi i miejsce dla azalii gotowe to przyniosłam i suchą cebulę hiacynta i ona równiez wylądowała w ziemi. Liczyłam oczywiście że przypomni o sobie wiosną, o ile w ogóle. I tak właśnie wczoraj, 1. dnia października przechodząc obok ponownie rorośniętego krzewu i azalii mignęło mi coś różowego. Zaglądam, pod gałęzie "krzewu bez nazwy" a mój hiacynt w najlepsze wyrósł i całkiem przyjemnie kwitnie :)